W rezultacie eksplozji doszło do pożaru, który został stosunkowo szybko ugaszony. Nikt nie został ranny. To piąty atak na polski supermarket w tak krótkim czasie i czwarty na biznes tego samego właściciela. W wybuchu ucierpiała zwłaszcza fasada budynku, a siła eksplozji uszkodziła okna. Na miejscu zdarzenia w celu wyjaśnienia okoliczności pracowały służby ratunkowe i policja. Jak podkreśla holenderski portal Brabants Dagblad, nie wiadomo jaki rodzaj materiału wybuchowego został użyty, służby szukają świadków.
Właściciele sklepu nie kryją rozgoryczenia i rozczarowania działaniami służb. „Jak to się może stać w nowoczesnym kraju, takim jak Holandia? To się nie zdarza nawet w strefie działań wojennych. Atak na cztery sklepy!” - powiedział jeden z właścicieli w rozmowie z portalem Brabants Dagblad.
#tilburg da was de poolse supermarkt paletplein pic.twitter.com/2SJNe4gSi7
— Edwin (@edwinbouthoorn1) January 4, 2021
„Nie mamy wrogów. Dlaczego policja nic nie wie, dlaczego nie zamontowali tutaj kamer? Nie wystarczy przejechać od czasu do czasu radiowozem. To czwarty sklep mojego kuzyna, w którym doszło do eksplozji. Dlaczego nic więcej nie wiadomo?” - zastanawia się krewny właściciela sklepu. Funkcjonariusze nie chcą komentować oskarżeń pod swoim adresem, podkreślają jednak, że rozumieją złość i oburzenie. Rzecznik policji Eric Passchier dodaje, że analizy zdarzenia nadal trwają.
Seria ataków na sklepy z polskimi produktami
Nad ranem 12 grudnia w centrum handlowym De Beverhof w holenderskim Beverwijk (na północny-zachód od Amsterdamu) doszło do eksplozji w polskim supermarkecie. Była to już druga eksplozja w tym samym sklepie i czwarty atak z serii, która trwała od tygodnia.
Tym razem zniszczenia były poważniejsze niż podczas pierwszej eksplozji, ucierpiała fasada budynku, a skala wybuchu uszkodziła też centrum handlowe, w którym znajduje się supermarket.
8 grudnia doszło do eksplozji w dwóch polskich sklepach o nazwie „Biedronka” w Aalsmeer i Heeswijk-Dinther, jednak żaden z nich nie należy do znanej w Polsce sieciówki. Pierwsza z eksplozji miała miejsce w Aalsmeer ok. godz. 3 nad ranem, a druga w małym miasteczku Heeswijk-Dinther w prowincji Brabancja Północna. Służby nie mają pewności, czy obydwa zdarzenia są ze sobą w jakiś sposób powiązane, ponieważ miejsca dzieli odległość 100 km.
Holenderskie media informowały, że sklepy należą do właścicieli o iracko-kurdyjskim pochodzeniu.
„Wszyscy jesteśmy niezależnymi przedsiębiorcami, ale używamy nazwy polskiego supermarketu, ponieważ jest ona znana wśród naszych klientów” - wyjaśniał jeden z właścicieli w rozmowie z portalem Brabants Dagblad.Właściciel sklepów w Beverwijk i Aalsmeer Mohamed Mahmoed jest przekonany, że za atakami stoi konkurent. Jak powiedział w wywiadzie dla „De Telegraaf”: „Jest kilka stron zainteresowanych tym rynkiem”. Na razie nie wiadomo, kto jest sprawcą ataków, według właściciela nie dotarł do niego żaden list z pogróżkami i nie jest on szantażowany.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)