Sam Wiatrowycz nie zgadza się z oskarżeniami o wybiórcze podejście do historii.
„Przez dziesięciolecia uczono nas, że ukraińską walkę o niepodległość prowadzili faszyści. I my musimy zmienić te wyobrażenia, jeśli rzeczywiście chcemy odciąć się od radzieckiej przeszłości" — oświadczył Wiatrowycz w rozmowie z gazetą.
Zaś niemiecki historyk Andreas Umland poddał Wiatrowycza krytyce za przemilczanie ciemnej strony ukraińskiej historii, w szczególności przedstawianie ukraińskiej organizacji nacjonalistycznej OUN-B i armii powstańczej UPA w charakterze wyzwolicieli Ukrainy. Jak powiedział, wielu Ukraińców nawet nie wie, że członkowie UPA uczestniczyli w pogromach Żydów w czasie II wojny światowej. Umland uważa, że podobne podejście do historii może utrudnić relacje Ukrainy z Zachodem.Wcześniej w zagranicznej prasie pojawiły się informacje, że pracownicy Instytutu Pamięci Narodowej wnoszą korekty do archiwów i przed ich upublicznieniem usuwają wszystko, co może położyć się cieniem na UPA.
Niektórzy ukraińscy historycy są nastawieni krytycznie wobec samej idei instytutu pamięci. Profesor historii w Uniwersytecie Tarasa Szewczenki Siergiej Stelmach uważa, że Wiatrowycz, nie mający nawet tytułu doktora, nie jest dość kompetentny, żeby kierować taką instytucją.„Ich zadaniem jest wyłapywanie i wysuwanie na pierwszy plan poszczególnych epizodów historii Ukrainy oraz ukrywanie tego, do czego nie chcą się przyznać. Nie na tym jednak polega praca historyka. Celem naszej pracy jest ustalenie, do czego tak naprawdę doszło" — podkreślił profesor i powiedział, że instytut pamięci jednocześnie bada i kontroluje archiwalia, co jest z gruntu niewłaściwe.
„To żadna praca. To znaczy, że mają możliwość ograniczania dostępu do archiwum, żeby nie pozwolić nam, innym uczonym, na «mylne wnioski»".
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)