"Teatr dyplomatyczny" zaczął się od potępienia "autorytarnych rządów" Iranu przez stałą przedstawicielkę Stanów Zjednoczonych Nikky Haley, a zakończył się raportem irańskiego deputowanego o historii stłumienia narodowych protestów w USA, poczynając od 1968 roku do 2011 roku.
W międzyczasie członkowie Rady Bezpieczeństwa po kolei potępili działania Teheranu w stosunku do protestujących, spośród których 20 zostało zabitych, a setki aresztowanych, pisze "The New York Times". Irańskie władze zablokowały dostęp do portali społecznościowych i oskarżyły zagranicznych "wrogów" o podżeganie do zamieszek. "Nigdy nie będzie żadnych wątpliwości, że USA będą popierać tych ludzi w Iranie, którzy dążą do wolności" – powiedziała Haley.Jednak wśród tych, którzy krytykowali USA w Radzie Bezpieczeństwa, byli nie tylko ich "tradycyjni przeciwnicy" Rosja i Chiny, ale także Francja i Szwecja. Wielu obawia się, że pozycja Amerykanów była tylko pretekstem do zerwania Porozumienia nuklearnego z Iranem, do czego Donald Trump dążył już od dawna, zauważa autor artykułu.
Jeszcze zanim zaczęło się posiedzenie, ambasador Francji François Delattre ostrzegał przed "instrumentalizacją procesów z zewnątrz". "Należy wystrzegac się prób wykorzytania tego kryzysu w swoich osobistych celach, co doprowadziłoby do diametralnie innego wyniku, niż pożądany" – podkreślił François Delattre.
Z kolei stały przedstawiciel Rosji Wasilij Nebienzja był bardziej surowy. Zadał retoryczne pytanie, dlaczego Rada Bezpieczeństwa nie podniosła problemu prostestów Black Lives Matter w Fergusson, które również spotkały się z represjami ze strony policji.Prawdziwa przyczyna dzisiejszego spotkania to nie próba ochrony praw człowieka albo interesów narodu irańskiego, ale zawoalowana próba wykorzytania obecnej sytuacji do obalenia porozumienia nukleranego" — podsumował Nebienzja.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)