Dom terroru w Budapeszcie jest „rzadkim przykładem muzeum przypominającego ofiary dwóch najgorszych ideologii minionego stulecia” — uważa publicysta polityczny „The Times” Tim Montgomery. Zanim powstało w nim muzeum, budynek był miejscem tortur i mordów ludności węgierskiej — najpierw dokonywanych przez faszystów, potem przez komunistów.
Jednak, jak zauważa autor artykułu, poza Europą Środkową i Wschodnią, ofiary i zbrodnie komunizmu są prawie nieobecne w szkołach, na uniwersytetach lub w miejscach pamięci. „Chociaż młodzi ludzie identyfikują Hitlera jako ucieleśnienie zła, wielu urodzonych w ostatnich dziesięcioleciach nawet nie rozpoznaje Stalina i Mao, nie wspominając o ich zbrodniach” — zauważył dziennikarz.
O ile większość starszych Amerykanów wie, że ideologia Karola Marksa zabiła setki milionów ludzi, 80% młodych ludzi w Stanach Zjednoczonych „nie docenia, labo nie wie nic o skali śmierci z powodu prześladowań, wojny i głodu” — podkreśla autor. Paradoksalnie „przewodzenie intelektualnemu kontratakowi na modne odrodzenie komunizmu na Zachodzie” przypadło przywódcy europejskiego kraju, który przez długi czas był „po drugiej stronie żelaznej kurtyny” — zauważa Montgomery. Mówimy o premierze Polski, który przekazał 10 milionów dolarów na pomoc w stworzeniu Muzeum Ofiar Komunizmu w Waszyngtonie. Wyjaśniając swoją decyzję, Mateusz Morawiecki zwrócił uwagę na kontrast między moralną i prawną oceną nazizmu po 1945 roku i relatywistyczne podejście do komunizmu po zakończeniu zimnej wojny. O ile nazistowscy zbrodniarze zostali straceni i odmówiono im dostępu do służby publicznej, wielu europejskich komunistów po 1989 roku pozostało u władzy lub wróciło do niej — pomimo „krwi na rękach”.
„Uwodzicielskie obietnice” świata równych szans nie tylko pozwalają komunizmowi uniknąć losu faszyzmu, ale także czynią go jeszcze bardziej niebezpiecznym, przekonany jest publicysta. Według niego „historia uczy nas, że ludzie są bardziej tolerancyjni wobec poważnych zbrodni, jeśli oszukują się, czytając, że są one niezbędne do osiągnięcia celu — na przykład równości”. Jednocześnie, według autora, „przelew krwi nie jest dla komunizmu błędem programu. To jest wbudowana funkcja”. „Ojciec chrzestny komunizmu”, Karol Marks, opowiadał się za „gwałtownym obaleniem” kapitalizmu i „rewolucyjnym terrorem”. Jak podkreśla dziennikarz, Marks napisał większość swoich prac w Londynie. W związku z tym byłoby właściwe, gdyby „historyczna ocena” jego postaci została przedstawiona w muzeum znajdującym się w stolicy Wielkiej Brytanii. I, według publicysty, jego budową powinna zająć się partia, którą kiedyś kierowała „wojowniczka zimnej wojny” Margaret Thatcher.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)